Obecny czas to Śro 11:28, 08 Maj 2024 | Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości
Zobacz posty bez odpowiedzi
Forum Wilkołak Strona GłównaForum Wilkołak Strona Główna
Użytkownicy Grupy Rejestracja Zaloguj

Nasza twórczość
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Wilkołak Strona Główna » Mądre Konwersacje
Zobacz poprzedni temat | Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
TroxVan
Przywódca Stada Administrator


Dołączył: 11 Cze 2006
Posty: 1740
Przeczytał: 2 tematy

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Turek
Płeć: Wilk

PostWysłany: Śro 9:10, 05 Lip 2006    Temat postu: Nasza twórczość

Idea Troche klimatu W FRP

Arrow Ciemna,mroźna noc, śnieg skrzypiący pod stopami, gęsto wirujące płatki śniegu, to wszystko wprawiało mię w nastrój przygnębienia, ileż przyjdzie mnie jeszcze trudu by słowo me stało się czynem. Przeklinam me przyrzeczenie dane umierającemu kompanowi, a nich go chaos pochłonie! Nie jestem elementem dobrej istoty i nigdy nie będę. Ile to już marszu mam za sobą? Dzień? Dwa? Ha przeklęta ciemność tych ziem. Według mapy niedługo zaczną się góry tam będę bezpieczny, plugastwo sra pod siebie na myśl o zamieszkujących tam walecznych pokurczach. Niechaj Tall pochłonie ten mróz! Ach ciepłe komnaty w tych górach czekają na mnie, jestem tego pewny, że tak jest! Tam też dowiem się gdzie znajduje się najbliższa świątynia, pieprzyć to! Kaplica Morra z kapłanem, który rozkopie ziemię i wrzuci tam moje obciążenie przy pierdolonym nabożeństwie. Teren się wznosi, głazy sterczące coraz większe szydzą z mej słabości. Ten jest odpowiedni, tak tutaj miej białego puchu się sypie i miej wieje kolcami mroźnego wiatru. Chrust się kończy, ha tak jak i moje siły, ale wytrzymam, muszę, jeszcze trochę. Jagrze przyjemny jest płomyk skaczący, ogrzewający me dłonie, ten trzask małych gałązeczek, zapach małego kęska na ostrzu noża. Zamieram bez ruchu, tak. Nie zdawało mię się chrzęści coś, śnieg, kroki ciężkie staranne z precyzją w równych odstępach, więc mój „gość” nie wie jeszcze o gospodarzu, nie skrada się. Noga z żalem zagasza mały płomyczek ciepła, sztylet bezszelestnie spada w okropny puch. Przywieram plecami wstrzymują oddech do mroźnej skały. Wiatr wieje, śnieg pada ograniczając widoczność, chrzęst coraz bliższy się zdaje. Miecz! Gdzie on?! Jest! Zziębnięte palce zaciskają się na owiniętym rzemieniami jelcu pokrytym lodem, wszystko działo się ja gdyby za szybko, kanciasta gruba morda z płaskim nosem wyłania się z ciemności po lewej stronie głazu, węszy, ręka sama się podnosi i opada na obkuty kawałkiem metalu łeb stwora, zgrzyt stali, pęknięcie miecza pokrytego lodem, zdziwione oczy Orka, gruba ręka wypryskująca z ciemności, uścisk na szyi owiniętej szalami ze skóry, utrata gruntu pod stopami. Powietrza... Powietrza! Sztylet, ręka przetrząsa pas, pusta pochwa. Rozpacz, ciemność i ciepło...
...
Zobacz profil autora
Powrót do góry
TroxVan
Przywódca Stada Administrator


Dołączył: 11 Cze 2006
Posty: 1740
Przeczytał: 2 tematy

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Turek
Płeć: Wilk

PostWysłany: Śro 9:11, 05 Lip 2006    Temat postu:

Idea Coś dla miłośników Ogame.

Arrow Atmosfera napięcia i lęku wisiała w powietrzu niczym gotowy pocisk u skrzydła myśliwca międzyplanetarnego, tak i tu w dusznym kokpicie mogła wybuchnąć wywołując agresję lub panikę; tego ostatniego najbardziej bał się generał, posępny człowiek o kościstej twarzy, siedzący w swym fotelu i obserwujący na hologramie ruch dziewiczej floty, szykującej się do natarcia na jedną z koloni wroga. Tak, był zadowolony że jego wysiłki i starania zostały docenione, że w końcu dostał awans ze stanowiska dowódcy obrony Hellionu na Generała Militarnego posiadającego pod swoim dowódctwem szejśćdziesiąt lekkich myśliwców międzyplanetarnych, trzydzieści dużych znacznie potężniejszych myśliwców , piętnaście krążowników i jeden kolosalny okręt wojenny w którym zasiadał i wcale mu się nie uśmiechało narażając się z tymi ludźmi siedzącymi w podkomendnych samolotach. Przeklinał tych co przydzielili mu takich pilotów, którzy przejawiali podstawy do niesubordynacji, buntów i alkoholu oraz innych ludzkich słabości co w najświętszym Bractwie było hańbą. Otrzymał wyraźne rozkazy ; wyczyszczenie i tak nie wielkiej obrony planetarnej wroga, następnie osłaniając podchodzące do planety transportowce, osłaniając je w czasie kradzieży surowców i szturmów na laboratoria oraz punkty dowodzenia. Potem tylko bezpiecznie odstawić je do domów . Zacierał swe wykrzywione ze starości palce na samą myśl powrotu do bazy we chwale.
-5 minut do kontaktu generale - przerwał rozmyślania generała , pilot siedzący za monitorami i paletą pełną przycisków , wyczekujący na rozkazy dowódcy. Był to młody szczupły mężczyzna obcięty po wojskowemu w mundurze dowódcy okrętu.
- Formować szyk osłaniający sokoła – powtórzył rozkaz mostkowy skierowany przez radio do wszystkich jednostek.
Reakcja była niemal natychmiastowa, dało się zaobserwować bardzo szybkie poruszenie jednostek, po upływie niecałych 33 sekund szyk były gotowy. Wyglądał jak trzy trójkąty z okrętem w środku. Zewnętrzny trójkąt był złożony z zwrotnych małych myśliwców mogących w parę sekund się rozproszyć, następnie były mniej zwrotne ale potężniejsze ciężkie myśliwce. Ostatnią obronę stanowiły krążowniki. Nastały dłużące chwile oczekiwania na kontakt.
-dwie minuty generale
-jedna minuta do kontaktu – prawie wykrzyknął mostkowy
Na co generał spojrzał pogardliwie wiedząc że ten żółtodziób zaczyna panikować.
-czterdzieści pięć sekund
-pełna moc silników, utrzymywać szyk – wydał polecenie generał
pełna moc, utrzymywać szyk – podał dalej mostkowy przez radio
-zaczynamy chłopcy – dodał od siebie.
-yyyyeeaaaaahhhhhh... – rozległy się okrzyki w radiu i flota niemal ruszyła dziesięciokrotnie szybciej.
-Odsłoń szybę, ... podziwiajmy – odparł ze spokojem generał.
Podwładny zaraz wykonał polecenie wciskając jeden z setek przycisków i wielka osłona przezroczystego metalu kokpitu została odsłonięta niczym w teatrze, w momencie kiedy przebili się przez atmosferę kolonii.
-Kontakt! – wykrzyknął mostkowy do radia jak i generała.
Prawie natychmiast przebili się przez kolosalne poszarpane chmury barwy granatu i ujrzeli wystrzelone z planety rakiety i wiązki laserowe lecące w pierwszą linię floty pozostawiając smugi w powietrzu.
-Rozproszyć się! – wykrzyknął generał.
- Rozproszenie! – powtórzył mostkowy.
Lekkie myśliwce zapikowały w dół mijając pociski wroga, w ślad za ich chaotycznym ruchem poleciały ciężkie myśliwce, jednemu pechowcowi udało się ominąć wiązkę laserową lecz w ten sposób przejął na siebie szejść rakiet powietrznych, generałowi przemknęło przez myśl że pilot ma za swoje, zaraz tego jednak pożałował ponieważ jedno z oderwanych skrzydeł myśliwca otarło się o ich lewy bok pozostawiając głęboką bruzdę. Krążowniki rozproszyły się pikują znacznie wolniej oraz unikając rakiet nie miłosiernie lecących w ich stronę.
-Kontowe działo laserowe uszkodzone – informował o uszkodzeniach mostkowy – nie użyteczne
-Otworzyć ogień – odparł nadal spokojny generał – jak u innych, raportuj - dodał
-Otwórzcie ogień – podał dalej przez radio – dowódcy eskadr raportować – przez chwilę odcedzał informację płynące przez radio do niego – siedemnaście ptaszków, trzy ciężkie, dwa krążowniki dodatkowo jeden wycofuje się niezdolny do walki
-Ma wracać – warknął generał – jest nam tutaj potrzebny – generał nienawidził najbardziej niesubordynacji i niemal natychmiastowo wymyślił że jak go dorwie to zdegraduje do podawacza amunicji.
Okrętem zatrzęsło potężnie, rozległ się alarm informujący o uszkodzeniach i światła w kokpicie zmieniły się na czerwono dało się słyszeć stłumione okrzyki przerażenia załogi...
- Co jest do ku.... – przerwał generałowi kolejny tym razem potężniejszy wstrząs statku.
- Siedemdziesiąt dwa procent układów obronnych zniszczonych, strata lewego silnika, kontrola nad dwoma procentami statku ; spadamy...
-co to Kurwy było?! – wykrzyknął generał
-działo gaussa skanuje lokację – po paru sekundach klikania w
klawiaturę – ukryte po skałą współrzędne 72-37-75
Alarm wył na pokładzie a czerwono-żółte światła migotały jak opętane, w głowie generała zaświtała pustka, spojrzał na mostkowego który wpatrywał się w niego z wyczekiwaniem rozkazu.
- !!! – wykrzyknął na przestraszonego mostkowego.
- Do kopuł cała załoga – mostkowy patrzył się na niego nie rozumiejąc
- No powiedziałem do kapsuł zarządzam ewakuację, ewakuacje okrętu, ewakuacja – poczym zerwał mikrofon i słuchawki , pobiegł przez drzwi kokpitu wraz z całą załogom żółtą linią do kapsuł ratowniczych.
Generał spokojnie podniósł się z fotela przesiadając się na miejsce mostkowego, założył słuchawki od radia. Słyszał sygnały sos, krzyki przerażonych pilotów, okrzyki radości a także jak dowódca ciężkich myśliwców prosił o konkretne wsparcie w zniszczeniu ukrytego działa które przerzedziło flotę. Generał uśmiechnął się wytrzeszczając pożółkłe od tytoniu zęby, wprowadził namiary 72-37-75 do resztek układów sterujących. Cel lądowania zaskoczył. Po raz kolejny uśmiechnął się do siebie zapalając papierosa.
-Wycofać się spod działa gaussa – powiedział generał przez radiostację – wycofać się spod działa gaussa, biorę je na siebie, brak odpowiedzi – powtórzył.
Generał widział jak znikają kapsuły z hologramu co oznaczało że zostały odłączone i ludzie są w nich bezpieczni. Ściągnął słuchawki radia w których ciągle słyszał wypowiadane chaotycznie raporty pilotów. Rozsiadł się w fotelu patrząc przez szybę na zbliżającego się demona plującego ogniem. Ogniem który go pokonał, go i wielu innych na tej planecie. Zaciągnął się papierosem, teraz nie będzie ognia, awansu i chwały, nie będzie go....
...
Zobacz profil autora
Powrót do góry
Thar
Wapirołak


Dołączył: 22 Cze 2006
Posty: 563
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 12:33, 06 Lip 2006    Temat postu:

Teraz czas na coś dla fanów Świata Mroku...

Tę noc zapamiętam na długo. Mroźne powietrze kąsające całe ciało pomimo wczesnego lata. Pogoda zaskoczyła wszystkich spacerujących po krakowskim rynku bezdomnych. Tak, to prawda, nie było ich zbyt wielu, kilku stłoczonych przy beczkowym ognisku. Żaden tłum, ot kilka jednostek leniwie krążących po placu z butelkami w rękach. Patrzyłem na tych ludzi ze współczuciem. Stare, sprane różnokolorowe t-shirty, sportowe spodnie, czasami tylko dżinsy i dzianinowe bluzeczki. Pożerali mnie swoją zazdrością. Jako jedyny miałem na sobie, gruby, wełniany płaszcz, nigdy się z nim nie rozstawałem a dziś cieszyłem się z niego jak mało kiedy, było naprawdę zimno.

Szedłem powoli, dostojnie, mocno i pewnie uderzając ciężkimi buciorami o kocie łby pokrywające uliczkę. Czarne dżinsy, gruby sweter, solidna, skórzana tuba na rysunki zarzucona na ramię. Wtedy właśnie się zaczęło. Z mijanego zaułka wyszło do mnie uczucie niepokoju, które towarzyszyło mi i narastało z każdym krokiem. Fala agresji wysunęła po mnie swoje długie palce, objęła i wciągała w siebie coraz głębiej.
-Ładny płaszczyk –usłyszałem za plecami. Kroki, które towarzyszyły mi wraz z uczuciem niepokoju ucichły nagle. Wiedziałem, że należą do jakiegoś młodego mężczyzny. Zignorowałem go jednak, szedłem dalej. –Chodź tutaj gnoju, do ciebie mówię! –jego głos brzmiał dziwnie niepewnie, bezsilność, zdenerwowanie, strach uderzyły we mnie dużo mocniej niż treść słów. Zza rogu domu przede mną wyłoniły się dwie postaci. „Cholera”- przebiegło mi po głowie. W tym momencie była to moja jedyna sensowna myśl. Nie miałem pojęcia jak sytuacja się rozwinie. Byłem jednak prawie pewien jej zakończenia. Widziałem obraz w swojej głowie: podarty płaszcz, krew płynąca po bruku, mieszająca się z piachem, zmywająca kurz i bród, które nie doczekały się innego deszczu. Kroki zbliżyły się do moich pleców, widziałem rękę z nożem wysuwającą się w ich stronę.
-Powiedziałem: „fajny płaszczyk” –powtórzył mężczyzna nieprzyjemnym charczącym głosem. Tym razem zabrzmiał nieco poważniej, wyraźnie odetchnął z ulgą widząc swoich kolegów. Próbowałem wyminąć tych z przodu rozsunęli się jednak i dobyli długich noży. Ten z tyłu podbiegł, chwycił mnie za poły płaszcza i zanim zdążyłem cokolwiek zrobić dźgnął w podudzie. Ostry ból promieniował na całą nogę. Fala dotkliwego zimna i gorąca zarazem rozchodziła się od rany w górę i dół. Wyszarpnąłem mu się nagłym, szybkim piruetem, otworzyłem tubę i wyciągnąłem z niej miecz. Na pierwszy rzut oka wyglądał jak japońska jednosieczna katana, był jednak od niej dłuższy o niemal pół metra. Mężczyźni stali na sztywnych nogach, całkowicie zaskoczeni, wokół nie było już zupełnie nikogo, krakowski rynek wyludnił się w zaledwie parę chwil. Tylko ja i oni, gdyby to nie było takie proste czerpałbym z tego radość, teraz jednak prawie mnie to nie bawiło. Ból w nodze powoli ustępował, stróżki krwi zastygały na mokrej nogawce spodni. Uśmiechnąłem się szyderczo, moi przeciwnicy pobledli. Mężczyzna zza moich pleców stał przerażony trzymając w dłoni strzęp wełnianego materiału. Na spodniach niedoszłego oprawcy zaczęła się pojawiać ciemna plama. Nie miał szans i wiedział to. Jego kumple próbowali uciekać. Dopadłem ich zaraz po nim, nie krzyczeli, nie mieli na to czasu. Kiedy zorientowali się, że zostali przecięci już nie żyli. Białe drgające jeszcze, ściągnięte w grymasie bólu twarze, czerwone kałuże rosnące na uliczce, zmywające kurz i piach z bruku, który nie doczekał się innego deszczu. Strzęp podartego płaszcza spoczywający w leżącej osobno dłoni. Na rynku nadal nie było nikogo, w tle miasta zaczęły odzywać się syreny policji i pogotowia. Dla tych leżących na bruku było za późno o jakieś pięć minut, dla mnie o jakieś dwieście pięćdziesiąt lat. Zakląłem szpetnie na myśl o wściekłości księcia, kiedy dowie się o sytuacji, o ile już o niej nie wiedział. Schowałem miecz do tuby na rysunki i powolnym krokiem zacząłem iść w stronę miejsca, które bardzo umownie nazywałem domem. Płaszcz zostawiłem w jednym z pobliskich śmietników. Szkoda, to był naprawdę fajny płaszczyk.
...
Zobacz profil autora
Powrót do góry
Thar
Wapirołak


Dołączył: 22 Cze 2006
Posty: 563
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 21:06, 07 Lip 2006    Temat postu:

Hmm, teraz czas na coś prawie ambitnego... Szkoda, że tak odtwórcze i nieco naiwnie niedojżałe. Ale cóż, mnie się podoba...

Wszędobylskie zimno docierało także tutaj. Przez dziurę, jedyną pozostałość po wielkim, okrągłym oknie, wlatywał śnieg. Małe śnieżynki opadały na ziemię i pogrubiały nagromadzoną do tej pory warstwę puchu. W pokoju panował półmrok, jedynym źródłem mętnego światła w okolicy była, uliczna latarnia. Wszystko wyglądało tak, jak to zostawił. Pod ścianą stało łóżko kute w ozdobne lilie. Uśmiechnął się do wspomnień, pamiętał jak kochali się na tym łóżku, każdy moment, każdy detal. Z jego oczu pociekły łzy, spłynęły po policzkach i wybiły dwa małe otwory w śniegu. Jej już nie ma, zwyczajnie, po prostu nie ma. Nie będą już kochać się na tym łóżku. Obok łóżka stała szafka, na niej, w ramce, ich wspólne zdjęcie. Podniósł je do oczu, pocałował i odstawił z powrotem, była tak piękna. W drugim końcu pokoju stał kominek, pamiętał wspólne chwile spędzone w jego blasku. Refleksy światła idealnie układały się na jej delikatnej skórze. Jej już nie ma, pozostała tylko pustka i zemsta. Chodził po pokoju, zostawiając nierówne ślady na śniegu. Musi coś zrobić, wymierzyć sprawiedliwość. Odebrali mu jego sens życia, muszą za to zapłacić. Do pokoju wleciał duży, czarny ptak, kruk, rozsiadł się na okuciu łóżka. Tak, on również już nie żył, ale był tu nie bez celu. Nie mógł odejść razem z nią, musiał sprawić, że tamci pożałują tego, co zrobili. Wyciągnął jej puder z szafki, zawsze lubiła dobrze wyglądać, był biały, jak śnieg leżący na podłodze. Wtarł go w twarz, przejrzał się w lustrze, nadal czegoś mu brakowało. Wyjął także czarną pomadkę, pomalował usta, nie, to jeszcze nie to. Wyciągnął cień do powiek, pomalował oczy, właśnie to chciał osiągnąć. Podszedł do szafy, otworzył ją, niebieska sukienka, tak pięknie w niej wyglądała. Odsunął ją na bok, wyjął swój płaszcz i spodnie. Ubrał się i stanął przed lustrem, kruk, który do tej pory siedział na łóżku nie zwracając na niego swojej uwagi, usiadł mu na ramieniu. Wiedział, że to był znak, podszedł do okna. Roztaczał się stąd widok na całe miasto, lubił to, właśnie dlatego zdecydował się na mieszkanie tutaj. Jeszcze raz omiótł wzrokiem pokój i wyskoczył w mrok panujący na zewnątrz. Mroźny wiatr obijał się o jego czarne, długie włosy i sprawiał, że tworzyły piękną, gęstą falę. Sprawnie wylądował na chodniku, spojrzał w górę, w pokoju nadal panowała ciemność, ruszył w dół ulicy. Nie spieszył się, miał dużo czasu, spojrzał na drugą stronę, w ciemny zaułek. To tam, po raz pierwszy się całowali, poczuł znajome ukłucie w lewej piersi, spuścił wzrok, szedł dalej, sam. Jeszcze nigdy samotność nie była tak ciężka do zniesienia. Jej już nie ma, już nigdy nie będą się całować w ciemnym zaułku. Podszedł do wystawy kantoru, na szklanej półce, w pudełeczku, leżała zawieszka w kształcie łzy. Właśnie taką kupił jej w rocznicę ich spotkania, zaledwie tydzień przed śmiercią. Z jego oczu znów popłynęły łzy, skapnęły na parapet i znikły w warstwie śniegu. Jej już nie ma, już nigdy nie kupi jej niczego, nie zobaczy śnieżnobiałego uśmiechu na jej pięknej twarzy. Wszedł do środka, wziął z wystawy malutkie pudełeczko i szedł w stronę kasy. Przerażony właściciel skulił się za ladą. Na jego ramieniu nadal siedział kruk. Zbliżył się do lady, wyciągnął spod niej właściciela i rzucił go na podłogę.
-Skąd to masz?
-Pewien człowiek przyniósł to do mnie jakiś miesiąc temu.
-Kto to jest, jak się nazywa i gdzie mieszka?
-Nie wiem, co cię to obchodzi? Jesteś psycholem, prawda?
-Nie, to należało do mojej dziewczyny, dałem jej to miesiąc temu.
-Ale ona przecież nie żyje.
-Ja też, chcesz zobaczyć jakie to uczucie?
-Gówno możesz!
Kruk sfrunął z jego ramienia wprost na klatkę piersiową krępego człowieka.
-Masz pięć sekund żeby sobie przypomnieć kim jest ten facet.
-Gówno możesz!
Jeszcze raz podniósł mężczyznę, po czym rzucił nim o ścianę. Kopnął go z rozmachem w brzuch, później w twarz. Mężczyzna wstał na klęczki, splunął krwią.
-Dobrze, powiem ci.
-Już nie potrzebuję twojej informacji. Powiedz mu tylko, że Alex go szuka.
Na twarzy młodzieńca pojawił się szaleńczy uśmiech. Po raz kolejny podniósł mężczyznę i rzucił nim o podłogę. Kruk przyglądał się temu z obojętnością, chwycił w dziób kartkę z adresem i usiadł z powrotem na ramieniu mężczyzny. Ten odwrócił się na pięcie, schował pudełeczko do kieszeni płaszcza i wyszedł ze sklepu. Nadal szedł równym krokiem w dół ulicy. Nieliczni ludzie, którzy wyszli o tej porze na ulicę mierzyli go pogardliwym spojrzeniem lub przechodzili na drugą stronę. Doszedł do skrzyżowania, zapaliło się czerwone światło. Nie zwracając na nie uwagi szedł równym krokiem. Samochód zahamował z piskiem opon. Wyskoczył z niego młody mężczyzna.
-Idiota! Chcesz umrzeć?
-Alex tylko uśmiechnął się do samego siebie i szedł dalej tym samym tempem. Rozejrzał się wokół siebie. Dokoła nie działo się nic niezwykłego, dla wszystkich tych ludzi noc jak każda inna. Dla niego nic już nie było takie samo, został sam i ta świadomość bolała najbardziej. Stracił wszystko, co miał, stracił ją.
-Hej, błaźnie!
-Odwrócił się w stronę, z której dobiegał głos. W drzwiach wejściowych kiepskiego motelu stał wysoki, barczysty mężczyzna. Kruk wzbił się w powietrze u usiadł na dachu budynku.
-Tak, do ciebie mówię idioto. Podejdź tu!
-Posłusznie wykonał polecenie mężczyzny.
-Wyskakuj z płaszcza i portfela!
-Wyciągnął z kieszeni zmiętą kartkę. „Jack, Simon`s Motel, pokój nr.4” Spojrzał w oczy rabusia i uśmiechnął się.
-Coś ty za jeden, pajacu?
-Jeszcze raz sięgnął do kieszeni, wyciągnął pudełeczko, otworzył je i wyciągnął zawieszkę. Nikłe promienie mdłego światła latarni odbijały się na gładkiej powierzchni kamienia.
-Poznajesz tą rzecz, Jack? –Podał mężczyźnie ozdobę.
-Nie, nigdy jej nie widziałem
Uderzył mężczyznę w żebra, pięść weszła w korpus z chrupnięciem. Jack upadł na chodnik. Ulica nagle wyludniała, już nikt nie szedł do sklepu po papierosy. Nikt nie wracał z baru ani przystanku. Wszyscy spali grzecznie w łóżkach swoich, lub kochanek.
-Pomyśl raz jeszcze Jack, na pewno sobie przypomnisz.
-Człowieku, nie wiem o czym mówisz. –Jack wyciągnął pistolet. Alex jeszcze raz uśmiechnął się, po czym podszedł do mężczyzny i objął ustami lufę broni. Chwycił rękę mężczyzny i sam pociągnął za spust. Mózg zmieszany z krwią pociekł na ulicę. Wyjął pistolet ze swoich ust, przyłożył do kolana mężczyzny i znów pociągnął cyngiel. Jack upadł na chodnik zwijając się z bólu. Dopiero teraz rozpoznał chłopaka.
-Przecież ty nie żyjesz! Zabiliśmy was!
-A teraz ja zabiję ciebie, ale najpierw powiesz mi kto jeszcze był wtedy z tobą.
-Pieprze cię!
Alex przyłożył lufę do drugiego kolana mężczyzny, huk wystrzału po raz kolejny przeszył ulicę.
-Powiesz, czy mam strzelać dalej?
-Ray, mieszka w niebieskim bloku dwie przecznice stąd, pod trójką.
-Dzięki, teraz przygotuj się na cierpienie.
-Wycelował w łokieć, Jack zaczął czołgać się po chodniku. Strzelił, mężczyzna zwinął się z bólu. Drugi łokieć, Jack zaczął płakać jak dziecko, jęczał i błagał o litość. Alex wycelował w brzuch, strzelił trzy razy. Odwrócił się i znów zaczął iść ulicą, za sobą usłyszał zbolały krzyk: „Dobij!” uśmiechnął się do siebie i szedł dalej wprost do bloku Ray`a.

Z oddali dało się słyszeć przeraźliwe wycie policyjnych syren. Wiedział, ze Jack będzie cierpieć długo, tak długo jak ona. Znów szedł tym samym, wolnym krokiem, padający do tej pory śnieg ustał. Rozmyślał nad ich wspólnymi wakacjami, wyjechali na miesiąc nad jezioro, włamali się do domku i mieszkali tam przez cały czas. Prawie całe wakacje spędzili nad wodą, ona była tak piękna. Już niedługo, zaraz do ciebie przyjdę, znów będziemy razem. Alex nieuchronnie zbliżał się do domu Ray`a. Ten właśnie zajmował się swoją nową dziewczyną, już na klatce schodowej było słychać ich przyspieszone oddechy i płacz. Z oczu Alexa znów popłynęły łzy, po raz pierwszy rozbiły się o podłogę, nie zapadły się w śniegu. Było im razem naprawdę dobrze, do jednej nocy. Jedna noc, tyle zmieniła w ich życiu, skończyła je. Dlaczego to musiało się stać? Już niedługo będziemy razem. Popchnął drzwi, te mimo zamka puściły i otworzyły się z hukiem. Na łóżku pod oknem leżała dziewczyna obdarta z odzieży, płakała. Zaraz obok stał nagi mężczyzna, w ręku trzymał strzelbę.
-Jak tu wlazłeś?
-A może by tak: „Proszę, rozgość się”?
-Jak tu wlazłeś?
-Zapukałem, a drzwi się otworzyły. –Mężczyzna strzelił, Alex upadł bezwładnie na podłogę, z dziewczyny wyrwał się krzyk. Ray odłożył strzelbę i znów położył się na dziewczynie. Próbowała się wyrywać, walczyła, nie miała jednak żadnych szans, Ray był silniejszy. Alex podszedł do niego i ściągnął go z niej za włosy, rozpędził się i rzucił nim o ścianę. Mężczyzna stracił przytomność. Dziewczyna była piękna, tak podobna do niej.
-Ubierz się i wyjdź stąd! On już nigdy cię nie dostanie. –Wstała z łóżka, założyła spódniczkę, jedyną część garderoby, która była w całości. Alex widząc, że nie ma już w co się ubrać zdjął swój płaszcz i podał dziewczynie. Założyła go i wybiegła z pokoju. Na stoliku leżał nóż, wziął go i podszedł do leżącego mężczyzny. Ray zaczynał odzyskiwać świadomość, pierwszą rzeczą, którą zobaczył był mężczyzna siedzący koło niego, z nożem w ręku.
-Ją też zgwałciłeś, prawda?
-Kogo? O czym ty mówisz człowieku?
-Dziewczynę na poddaszu, miesiąc temu.
-Idź do diabła!
-Ty pierwszy! –Alex wbił nóż w łydkę mężczyzny i przeciągnął go w dół. Ray uderzył go w twarz, nóż z mlaśnięciem wbił się w jego udo. Noga uderzyła w twarz, mężczyznę zamroczyło. Alex wyrwał nóż z uda i z całej siły wbił go w ramię mężczyzny. Ray był teraz przykuty do podłogi. Próbował się wyrwać, ale ból był silniejszy od jego woli. Alex podniósł taboret stojący pod ścianą, podstawił go pod okaleczoną nogę Ray`a i kopnął z całej siły. Pokój wypełnił chrzęst łamanych kości i krzyk mężczyzny.
-Będziesz miał teraz dużo czasu na przemyślenia.
-Zostaw mnie!
-Zaraz się dowiesz, co czuje człowiek umierający przez trzydzieści dwie godziny.
-O co ci chodzi? Nie chcę umierać.
-Umarłeś już miesiąc temu, kiedy ją dotknąłeś, teraz tylko się o tym dowiesz. – Podstawił taboret pod drugą nogę Ray`a, znów ten sam chrzęst łamanych kości i krzyk. Alex podniósł rękę mężczyzny do góry, kopnął z całej siły, ciałem mężczyzny wstrząsnął dreszcz, już nawet nie krzyczał. Podniósł jego drugą rękę, Ray drgnął w konwulsyjnych drgawkach. Alex wyszarpnął nóż z jego ramienia i wbił go w drugie udo mężczyzny. Kopnął z rozmachem w jego żebra, Ray nie miał sił, żeby się bronić, mógł tylko wić się po podłodze. Alex kopnął raz jeszcze, drugi, trzeci, w końcu z ust mężczyzny zaczęła wypływać krew. Wyciągnął nóż z jego uda i z całej siły wbił go w brzuch Ray`a. Podszedł do okna.
-Czemu masz taką zbolałą minę? Nadchodzi kolejny, piękny świt, powinieneś się cieszyć. –Wyskoczył przez okno rozbijając szybę w drobne odłamki, wylądował na chodniku, trzy piętra niżej. Szedł równym krokiem wprost do swojego mieszkania na poddaszu. Nadchodził świt, nie chciał, żeby całe miasto o nim wiedziało.


Wszedł do mieszkania, na okuciu łóżka niewzruszony niczym siedział kruk. W pokoju roztaczało się mętnawe światło ulicznej latarni. Śnieg cały czas leżał na podłodze, jedyną zmianą był kot siedzący na komodzie. Alex podszedł do niego, wziął go na ręce. Miał piękne, niebieskie oczy, zupełnie jak ona. Wspomnienia wróciły, zakłuły boleśnie, jeszcze mocniej niż zwykle. Kochał te oczy, kochał ją, czuł, że z każdą godziną jest coraz bliżej. Zobaczył ją siedzącą na łóżku w swojej pięknej, niebieskiej sukience. Tak pięknie w niej wyglądała. Uśmiechała się, przez moment i on był szczęśliwy, jej szczęście sprawiło mu radość. Nagle zniknęła, Jego łzy po raz kolejny spłynęły po policzkach i zapadły się w warstwę puchu. Jej już nie ma, jest tylko krew, krew zemsty za jej krew. Tylko wtedy będzie szczęśliwy, wtedy będzie mógł odejść. Zmiótł ręką śnieg leżący na łóżku, położył się, nie był śpiący, po prostu potrzebował snu, zasnął. Znów ją zobaczył, przechadzającą się wśród nagrobków. Schyliła się i podniosła kwiat, czerwoną różę. Podszedł do niej, spojrzał na nagrobek. Były na nim ich imiona. Spojrzała na niego, uśmiechnęła się, kochał ten uśmiech. Rozpłynęła się w powietrzu, róża opadła na ziemię, obudził się. Spojrzał przez okno, zmierzchało, spał przez cały dzień a mógłby przysiąc, że trwało to tylko kilka minut. Wstał, podszedł do okna zobaczył dziewczynę, tę, którą wczoraj widział w mieszkaniu Ray`a, trzymała jego płaszcz. Wyskoczył przez okno i wylądował pół metra przed nią. Przerażona dziewczyna odsunęła się odruchowo. Poznała go, podała mu płaszcz i stała jakby nie mogąc się ruszyć. W niczym już jej nie przypominała. Miała brązowe włosy i oczy, za duże piersi, zbyt grube uda i pośladki. Nie była nią. Spojrzała mu głęboko w oczy, zobaczyła rozczarowanie i uciekła w górę ulicy. Spuścił głowę, czuł się podle, nie chciał jej zranić, nie chciał też przepraszać. Stał sam, w głębi chodnika tworzonej przez wnękę budynku a śnieg padał na jego czarne włosy tworząc ciekawą mozaikę. Stał sam i pytał sam siebie: „Dlaczego?”

Ruszył przed siebie nie wiedząc dokąd zmierza, szedł instynktownie, jakby wyczuwając prośbę. A może rozkaz? Szedł powoli, sprężystym krokiem. Nie widział ludzi, mijających go szerokim łukiem, ich spuszczonych głów. Nie widział nawet kruka siedzącego na jego ramieniu. Kiedy ocknął się ze stanu otępienia stał przed wielkim, starym, ceglanym domem. Nad drzwiami wejściowymi wisiała tabliczka „Pokoje do wynajęcia”. Zamknął oczy, starał się poczuć, nagle w jego mózgu pojawił się impuls. Wszedł do korytarza, udał się po kręconych schodach na górę, na trzecie piętro. Na wprost okna korytarza znajdowały się stare, obszarpane drzwi, otworzył je i wszedł do środka. Powietrze było tu duszne i ciężkie od wiszącego w nim dymu. Pokój był obskurny, na obdartej tapecie w wyblakłym, beżowym odcieniu, gdzieniegdzie wisiały kalendarze Playboya. Alex podszedł do jednego z nich „rok 1991”. –długo tu mieszka- pomyślał. Z łazienki dobiegł go odgłos spłukiwanej wody i przekleństw. Dopiero teraz zauważył stos puszek piwa leżących za łóżkiem. Na stoliku obok leżała taca z białym proszkiem, znajdowały się na niej także tabletki i załadowana strzykawka. Drzwi łazienki otworzyły się i do pokoju wszedł otyły mężczyzna. Oczy miał podkrążone i czerwone. Niepewnym krokiem wyszedł na środek pokoju, dopiero teraz zobaczył stojącego w jego mieszkaniu mężczyznę. Alex podszedł do niego z diabolicznym uśmiechem na twarzy. –Jak tam wczorajsza impreza, udana?- Otyły jegomość napomknął coś pieprzu i na niepewnych nogach podszedł do łóżka. Alex nie rezygnował. -A dziewczyny jakieś były?- mężczyzna tym razem zareagował tak, że nie było żadnych wątpliwości, iż rozpoznał Alexa. Zerwał się do czegoś, co w jego mniemaniu było biegiem, potknął o leżącą na podłodze butelkę i wyrżnął głową w futrynę. Alex powolnym krokiem podszedł do niego, chciał go złapać za włosy, mężczyzna był łysy. Chwycił go za ucho i podniósł do góry, grubas zawył z bólu unosząc się pięć centymetrów nad podłogą. Spod ucha zaczęła wypływać krew.
-Bierz, co tylko zechcesz!- zakwilił.
-Zabiorę ciebie, wprost do piekła.- Alex był spokojny, dziwne u kogoś, kto właśnie dopełnia zemsty.
-Ale najpierw- podjął po chwili- najpierw, zafunduję ci rozrywkę.
Widział otępiały wzrok mężczyzny, złowił jego spojrzenie w kierunku stolika.
-Tak, właśnie tak.

Powlókł mężczyznę po podłodze i rzucił pod szafkę, wziął szczyptę narkotyku z tacy, uderzył grubasa w twarz, mocno, jego głowa odskoczyła. Facet zaklął, zajęczał i wypluł krew, razem z zębem. Alex wtarł narkotyk w jego dziąsło. Wziął garść proszku i wepchnął ją w otwarte usta mężczyzny. Jego spojrzenie stało się jeszcze bardziej mętne. Już nie kwilił, półsiedział na podłodze z głupim wyrazem twarzy. Alex wziął z szafki strzykawkę, wbił ją w szyję grubasa i wtłoczył całą zawartość. Nabrał jeszcze jedną porcję, później jeszcze jedną. Mężczyzna przestał reagować na cokolwiek. Zaczęły trząść nim konwulsje, krzyczał, miotał się po podłodze. Alex miał dość, chciał zemsty, ale nie koniecznie chciał na nią patrzeć. Wiedział, że jego czas już nadszedł.

Wyszedł z kamienicy, kruk już nie siedział na jego ramieniu, był wolny, tak samo jak Alex. Mógł już stąd odejść, ale czy tego chciał? Pragnął być znów razem z Nią, ale podobało mu się to miasto, wcale nie miał ochoty przenosić się gdzieś indziej. Nagle zobaczył ją, szła przez cmentarz w swojej pięknej, niebieskiej sukience. Przechadzała się wśród nagrobków a z jej dłoni wystawała krwistoczerwona róża. Nagle zatrzymała się nad jednym grobem, kwiat wypadł z jej dłoni i powoli upadł na ziemię. Chwilę stała nad grobem, spojrzała w stronę Alexa, uśmiechnęła się i rozpłynęła we mgle. Poszedł na cmentarz, zalewało go blade światło księżyca, kochał ten widok, była to kwintesencja piękna. Ośnieżone nagrobki w poświacie księżyca, spokojny wiatr rozwiewający włosy, małe płatki śniegu bezwolnie spadające na ziemię. Podszedł do własnego grobowca, wydało mu się to zabawne, roześmiał się głośno, jego głos brzmiał tutaj dziwnie nienaturalnie. Po chwili pojawiła się Ona w swojej pięknej, niebieskiej sukience, w dłoni niosła krwistoczerwoną różę. Podbiegła do niego, kwiat powoli upadł na ziemię. Całował ją, całował ją długo, w końcu nie widzieli się od dawna, mieli sobie tyle do przekazania. Oboje szczęśliwi rozpłynęli się we mgle a jedynym śladem ich obecności była krwistoczerwona róża leżąca przed nagrobkiem. Napis na płycie głosił: „Alex Crave, lat 23. Czas uwierzyć, że nie ma rzeczy niemożliwych.”
...
Zobacz profil autora
Powrót do góry
Thar
Wapirołak


Dołączył: 22 Cze 2006
Posty: 563
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 21:09, 07 Lip 2006    Temat postu:

A teraz jeden z moich wierszy ehh... jak dawno pisany.

Księżyc

Srebrna tarcza księżyca na dalekim niebie
Blaskiem swym bladym uliczki miasta zalewa
Nie szczędząc mętnego światła nikomu i niczemu
Do wszystkich przemawiając tym samym milczeniem

W blasku jej postać czarno odziana stoi,
W niebo nocne czujnie patrzy i czeka
Znaku niewiadomego na tle granatu wyglądając.
Cierpliwie w ciemność zerka jako duch nocy
Istniejąc w umysłach tych, co pamiętając marzą,
By księżyc, wysoki na niebie, okazał się być
Strażnikiem także ich tajemnic
...
Zobacz profil autora
Powrót do góry
Annunn
Wilkolaczy Grafik


Dołączył: 04 Lip 2006
Posty: 621
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wolsztyn

PostWysłany: Nie 18:28, 09 Lip 2006    Temat postu:

opowiadanie mi się bardzo podoba, razem z jego naiwnościa Smile
...
Zobacz profil autora
Powrót do góry
TroxVan
Przywódca Stada Administrator


Dołączył: 11 Cze 2006
Posty: 1740
Przeczytał: 2 tematy

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Turek
Płeć: Wilk

PostWysłany: Pon 13:54, 10 Lip 2006    Temat postu:

Czemu czuję się jak bym ogladał "Kruk" część pierwsza ?
...
Zobacz profil autora
Powrót do góry
Dante
Wilkołacze Szczenie


Dołączył: 11 Cze 2006
Posty: 792
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Turek

PostWysłany: Pon 14:39, 10 Lip 2006    Temat postu:

Bo to Kruk w wersji Tharowej:P
...
Zobacz profil autora
Powrót do góry
TroxVan
Przywódca Stada Administrator


Dołączył: 11 Cze 2006
Posty: 1740
Przeczytał: 2 tematy

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Turek
Płeć: Wilk

PostWysłany: Pon 14:41, 10 Lip 2006    Temat postu:

Było by lepsze gdyby napisał to sam , a nie ściagnoł z scenariusza filmu.
...
Zobacz profil autora
Powrót do góry
Thar
Wapirołak


Dołączył: 22 Cze 2006
Posty: 563
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 19:54, 10 Lip 2006    Temat postu:

Byłoby lepsze, ale tak, jak Ci już mówiłem chciałem się sprawdzić no i jestem nawet zadowolony. Może przyjdzie czas na odsłonę Kruka made by Thar one and only... Kto wie, kto wie...
...
Zobacz profil autora
Powrót do góry
Thar
Wapirołak


Dołączył: 22 Cze 2006
Posty: 563
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 22:24, 13 Lip 2006    Temat postu:

moja skóra zapachem Słońca przesiąknięta
tak nachalnie domaga się lata
nie wiem
ta myśl jedyna istnienie me splata
na kształt motyla skrzydła rozwinąć pozwala
istnieć?
zapomnieć by można o istnieniu nawet
gdyby nie smugi rzęsistego deszczu
co kroplami parapet chłoszczą
i myślom innym nie pozwalają płynąć
brawo
brawo dla kogo? dla ćmy zamkniętej w światłach smugi
i dla ciecia opartego o ramę futryny
co z twarzą smagłą, pół patrzy spod brwi
i widzi mnie tańczącą, nagą, skrzydłami zakrytą
lecieć
wprost na śmierć świetlistą
to ćmy przeznaczenie
umrzeć, skończyć sztukę
gażę odebrać, zasnąć skrycie
w kokonie na powrót drogę odnaleźć
i milczeć nieubłaganie gdy inni krzyczą
i tańczyć po wiek wieków zaklęta w motyla
...
Zobacz profil autora
Powrót do góry
Annunn
Wilkolaczy Grafik


Dołączył: 04 Lip 2006
Posty: 621
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wolsztyn

PostWysłany: Pią 0:14, 14 Lip 2006    Temat postu:

Thar, to Twój wiersz? nastrojowo letni, podoba mi się
...
Zobacz profil autora
Powrót do góry
Thar
Wapirołak


Dołączył: 22 Cze 2006
Posty: 563
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 11:25, 14 Lip 2006    Temat postu:

Dziękuję.
...
Zobacz profil autora
Powrót do góry
TroxVan
Przywódca Stada Administrator


Dołączył: 11 Cze 2006
Posty: 1740
Przeczytał: 2 tematy

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Turek
Płeć: Wilk

PostWysłany: Czw 9:36, 19 Paź 2006    Temat postu:

Coś z Realności Cyberpunka 2020

... Kolejna kula przeszyła kurtkę na wysokości żołądka, przebijając pancerz mężczyzny. Towarzysz konającego rzucił się za róg budynku, lecz tam czekała i na niego śmierć w postaci paro gramowej kuli DD wystrzelonej z bliskiej odległości powodując wystarczającą dziurę do włożenia ręki dziecka w czaszce zastrzelonego człowieka. Świadkowie naoczni zeznali policji, że widziało odchodzących spokojnie z miejsca zbrodni trzech mężczyzn, których nikt nie zatrzymywał. Waszyngtońska policja załamuje ręce, brak śladów poza dwoma ciałami przedstawicieli renomowanej firmy zabitych bez litości i paroma naocznymi świadkami, którzy nie widzieli nic poza trzema mężczyznami odchodzącymi z miejsca podwójnego morderstwa, tak przynajmniej twierdzą owi świadkowie. Postępowanie śledcze zostało zamknięte z braków dowodów. Mordercy, zabijający z idealną perfekcją nadal chodzą po ulicach.

- Edi wyłącz te pierdolone wiadomości! Rzygać mi się chce albo od słuchania o kolejnych mordach albo od twojego rozrabianego piwa z woda! - Ryknął brodaty starszy facet siedzący przy szynku
- Wiesz doskonale, że nie mieszam wody z piwem! Ciekawe rzeczy gadają. - Odparł barman do klienta
- Ciekawe, czasy się zmieniły, morderstwo to nie taka straszna rzecz! Rozejrzyj się dookoła i powiedz jeszcze raz, że to takie ciekawe. - Odburknął Klient, na co barman Edi obrzuciła sale swojego baru okiem gdzie znajdowali się motocykliści w kololorach gangów ulicznych, dilerzy, prostytutki i ich ochroniarze, każdy posiadał broń i każdy z nich wiedział jak jej użyć.
- Być może masz racje, czasy się zmieniły, lecz ja żyje w tych lepszych nie przywykłem do mordów w biały dzień. - Odpowiedział sięgając pamięcią do dawnych lat jego młodości, a one dawno już minęły i nie pozostawiły nawet śladu w kondycji i wyglądzie.

... Komunikat specjalny dotyczący trzech mężczyzn, którzy przed 6 godzinami zamordowali na ulicy dwóch przedstawicieli dobrze prosperującej firmy zajmującej farmaceutyką. Przed paroma minutami zginęło 3 ochroniarzy owej firmy i 2 konwojętów w wybuchu ciężarówki przewożącej leki do apteki na ulicy Karovire. Policja właśnie prowadzi pościg za czarnym furgonem widzianym na miejscu wcześniejszego morderstwa tak jak i na miejscu explozji ciężarówki firmy Frac-Med. Przypadkowy policjant wracający do domu po służbie dostrzegł wybuch i następnie ostro ruszającą ciężarówkę z wskakującymi do niej dwoma mężczyznami pasującymi pod względem ubioru i zachowanego spokoju do podwójnego morderstwa na rogu kenediego i eina stet, policjant natychmiast poprosił o wsparcie i ruszył w pościg za samochodem ciężarowym typu bus z odsuwanymi drzwiami z boku, obecnie kierującego się autostradą wylotową z miasta. Z nie potwierdzonych informacji wiem, że do pościgu włączyły się jednostki specjalne policji, poleciały też w powietrze dwa śmigłowce, a autostrada została zablokowana w miejscu wyjazdu z miasta. Jeśli nastąpią jakieś kolejne informacje zostaną państwo natychmiast poinformowani...

- Mówiłem!! Kurwy mówiłem, żebyś nie ruszał tak szybko tak by przeszło bez żadnych numerów, a teraz jedynie ściga nas cała waszyngtońska policja. - Pasażer uderzył z otwartej dłoni mężczyznę za kierownicą.
- Odpierdol się, to nie moja wina, nie mam pojęcia skąd się wzięły te gliny - Odkrzyknął tamten nie odrywając wzroku od przedniej szyby.
- Nie tłumacz się, lecz jedz Kurwy szybciej!
- Gdyby to padło potrafiło szybciej to bym jechał, a tak dogonią nas Kurwy, ja pierdole złapią nas!
- Zamknąć ryje! Obaj - warknął mężczyzna siedzący na pace obok stojaka na broń, który do tej pory przeładowywał wszystkie magazynki by były pełne naboi przeciw pancernych. - Edi sprawdź na Gps najbardziej zadupiałą drogę z tego miasta, nie możemy jechać autostrada a ty Johny skoncentruj się na prowadzeniu tego złomu!
Pasażer ubrany w ciemny płaszcz, szyty na miarę spojrzał na mapę wyświetlaną na małym płaskim, ciekło-krystalicznym wyświetlaczu firmy "Tokani", na mapę Waszykntonu, przesuwając ja wielokrotnie obracając się do Sokara kończącego ładować ostatni leki karabin przekazał mapę, która właśnie wysunęła się z zminiaturyzowanej drukarki podłączonej do Gps'u.
- To będzie ok. - Podał mapę kierowcy, ten zaraz zaczął zmieniać pas ruchu manewrując przy orkiestrze syren policyjnych pomiędzy jadącymi powoli samochodami. - A potem panowie zrobimy tak, podaj mi te skrzynie z granatami lezącą pod nogami u ciebie Edi -...
...
Zobacz profil autora
Powrót do góry
Thar
Wapirołak


Dołączył: 22 Cze 2006
Posty: 563
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 14:38, 19 Paź 2006    Temat postu:

Trox, może napisz, że to nie Twoje jest? Bo się ktoś za prawa autorskie dop*****li
...
Zobacz profil autora
Powrót do góry
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Wilkołak Strona Główna » Mądre Konwersacje
Wyświetl posty z ostatnich:   
 
 
Wszystkie czasy w strefie GMT
Skocz do:  
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2


Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group

Theme created OMI of Kyomii Designs for BRIX-CENTRAL.tk.