Obecny czas to Czw 13:14, 28 Mar 2024 | Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości
Zobacz posty bez odpowiedzi
Forum Wilkołak Strona GłównaForum Wilkołak Strona Główna
Użytkownicy Grupy Rejestracja Zaloguj

"Sfora Wilcza" Robert Paweł Gruszczyk
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Wilkołak Strona Główna » Sztuka / Literatura
Zobacz poprzedni temat | Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
TroxVan
Przywódca Stada Administrator


Dołączył: 11 Cze 2006
Posty: 1740
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Turek
Płeć: Wilk

PostWysłany: Nie 19:11, 01 Lut 2009    Temat postu: "Sfora Wilcza" Robert Paweł Gruszczyk

Przedmowa
Opowiadanie zawdzięczamy Pannie Szelmie, bo to Ona mnie zmobilizowała ( i nadal to robi ) do napisania czegoś o wilkach. Więc dedykuję je w całości jej osobie to opowiadanie.



All rights of the manufacturer and of the owner of the work produced
reserved. Unauthorized copying, hirding, lending, public performaces
and broadcasting of the record work prohibited.



Sfora Wilcza


Śnieg tryskał spod łap obfitymi falami zmieszany z czarną ziemią, adrenalina przyśpieszała bicia wilczych serc, nie czuły zmęczenia, frustracji wynikającej z ciągle zwiększającym się dystansem od sarny. Wszystko szło dobrze, szczeniak za młody był by polować, nerwy puściły wywołując ciche warknięcie, które wystraszyło zwierzynę. Wataha nie zamierzała się poddać, śnieg przyszedł za szybko a mróz zbyt intensywnie zalał las lodem. Wirujące płatki wpadały do parujących pysków trzech wilków. Najmłodszy, Sarko o brudnej sierści, zostawał w tyle nie mogąc dogonić swych starszych o dwa lata towarzyszy, szarych wilków Kova i Dura identycznych jak krople wody zwieszone z zamarzniętych liści. Sarna zgrabnym zwrotem wyskoczyła na pole uprawne ludzi. Kova zawarczał bezgłośnie wyskakując na tą samą polane by zagonić sarnę powrotem do lasu i naprowadzić zwierze na zaczajoną przy strumieniu parę wilków. Skoczył kuląc uszy, skok za krótki by dosięgnąć złotej sarny, która pośpiesznie ominęła Dura szczerzącego kły i pognała wśród wściekłego ujadania Kova w kierunku, z którego przybiegła nieświadoma biegnącego młodego wilka. Wyskoczyła z zarośli wprost na Sarka taranując go boleśnie kopytami, z piskiem impet uderzenia cisnął nim o pobliski konar sosny, z którego zaraz posypał się zalegający śnieg. Dura zawył bezradnie, Kova skoczył na sarnę, która znów zgrabnie umknęła miażdżących szczęk dorosłego wilka, które tym razem rozszarpałyby jej kark, Wilk głucho upadł na zaśnieżoną ziemię. Sarna unikając go skierowała się na południe pośpiesznie biegnąc, drogę zagrodziła jej smukła wilczyca o idealnie białej sierści, na tle śniegu widać było tylko głęboko osadzone żółte oczy, i zmarszczony pysk odsłaniający ostre kły. Sarna zawahała się sekundę, ta sekunda kosztowała ja wszystko, z krzaków po prawej wyskoczył czarny wilk, potężnie zbudowany, ślepia płonęły furią, gdy zwaliste ciało wywróciło sarnę na bok, a zębiska wtopiły się gładko w szyję łamiąc kości. Kopyta przez chwile orały ziemię naokoło by ustać w bez ruchu na zawsze. Wilczyca przysiadła na tylnich łapach, czarny wilk wypluł szyję oblizując się, pysk wykrzywił wyraz drwiny, za zaciśniętych zębisk dało się słyszeć cichy warkot, bracia wilczy pomorzyli się na brzuchach, z ust Dura wydobyło się ciche pisknięcie, Kova patrzał pustym wzrokiem gdzieś ponad Hosa czarnego wilka przewódce watahy. Sarko wygrzebał się spod śnieżnej zaspy i zraz za skomlał widząc intensywny wzrok herszta. Czarna plama skoczyła przyciskając ciężarem młodego wilka boleśnie do ziemi, ten za skomlał głośniej.

- Ile razy jeszcze mnie zawiedziesz? – Wy warczał mu w pysk, obłok pary otulił wilgotną mżawką nos młodego wilka. – Ile jeszcze razy?

- Ja nie wiedziałem, że zawróci, - skomlenie nasiliło się, a czarny wilk powolnie uwolnił młodego wilka, który poczołgał się pod drzewo najdalej od wszystkich.

- Kova, to był dobry skok, ale wiele musisz się nauczyć, - Zawył Herszt

- Tak Hosa – Odpowiedziało wycie



Stary liniejący wilk jadł spokojnie zadowalając się twardymi kościami sarnimi, odrzuconymi od watahy, wszyscy posilani się pośpiesznie, jedynie biała Wilczyca przypatrywała się jak by z pogarda zachłanności stada, skubiąc spokojnie swoją porcje, na kamieniu obok cicho szemrającego strumienia, śnieg nie sypał już, jedynie leniwe płatki opadały zdmuchnięte z iglastych gałęzi. Młody wilk posunął przy ziemi do starca, tuląc pysk przy ziemi pomorzył się obok.

- Stary wilku…

- Cicho, wiem umiem słuchać lasu, słuch jeszcze mam dobry, mimo że łapy nie mają starej siły.

- Ona wpadła na mnie, ja nie wiedziałem …

- Ona warzyła więcej, zawsze będzie warzyło więcej to, na co polujemy, jest nas sześciu, a ja niemogę polować, mój czas przychodzi, już ruja wisi w powietrzu, będziecie polować więcej, szczenięta potrzebują jeść, Biała też będzie musiała jeść więcej… Zima za szybko przyszła … - Rozmowę przerwało ciche warknięcie, Hosa

- Szczeniaku, zostajesz z Starszym i Białą, nie pozwól krukom ukraść nam mojej zdobyczy. Idziemy polować tam i tak się nam nie przydasz nieudaczniku – za warczał prawie dotykając nosa młodego wilka – Idziemy bracia wilczy – zawył w stronę zachodzącego słońca barwiącego biały śnieg jak by krwią i pobiegł a za nim dwa szare wilki. Młody wilk, skulił uszy i obserwował, oddalające się wilki, patrzał na Białą, która była w jego wieku a mimo tego miała wszystko, pojawiła się z nikąd zastępując miejsce zdechłej Masi, jego matki, w której zawsze szukał oparcia, była tak samo biała jak nowa samica stada, ojciec jego Hosa czarny czysty wilk ona biała, stąd jego sierść, nie biała, nie czarna, nie szara; brudna i odznaczająca się innością. Patrzył z zazdrością przygryzając kości jak ta wyniosła wilczyca je najlepsze kąski ofiarowane przez jego ojca, gdy mu i staremu wilkowi przypadło to, co najgorsze, niechciane to, co wiosnę zostało by porzucone. Oczy młodego wilka zaszkliły się, na wspomnienie wielkiej wilczycy, matki, która go jednego zrodziła, reszta miotu umarła, stary opowiadał, że to była ciężka zima wiele watah pomarło z głodu, oni jedni przeżyli jedząc wilcze mięso, gdy Ojciec jego nakazał polować na inną watahę, on sam jak przez mgłę to pamiętał. Gdy do nory z przepraszającym gestem Masi wciągała truchło brązowego wilka, nie chciał jeść, lecz po dwóch dniach głód wygrał i powoli zmuszając się do utrzymania mięsa w żołądku wilk znikał zjedzony. Gdyby wiedział, że jego matka oddała mu ostatnie jedzenie, ukryła to, że sama nie je nic, bo Hosa zdecydował, że młode nie przeżyją, zabił je, a stado je zjadło. On jeden ocalał zasłonięty ciałem matki przez zębami ojca. Potem już nie zdobył się na ponowną próbę zabicia szczeniaka. Gdy matka padła z głodu, on sam uciekł w las, szedł za stadem słaby i głodny. Starzec zostawiał mu jedzenie po drodze, wiedział, że idzie ich śladem. W końcu znów dołączył się do stada jak rozpoczęła się zima, Przewodnik wiedział, że przyda się kolejny wilk do polowań, nie wiedział, że Sarko nie potrafi polować, nikt go nie nauczył, a teraz nauka powoli wchodziła do głowy, stary całymi dniami mu tłumaczył, lecz nie potrafił pokazać, kości nie miał tak silnych jak kiedyś, gdy on był przewodnikiem i gdy spłodził syna oddając mu swoją czarną sierść w spadku. W oddali zawył Dura oznajmiając rozpoczęcie polowania, z zamyślenia wyrwał młodego wilka widok białych łap przed nosem, spojrzał w górę wprost na wyszczerzone kły Białej

- Jesteś nieudacznikiem, jesteś nam nie potrzebny, zbędny – Warkot przybrał na sile wydobywając kolejne kłęby pary z pyska – Przyjdzie taki czas, że zdechniesz z głody psiaku. – Młody wilk podniósł się na przednich łapach, sierść zjeżyła się na karku.

- Ja przynajmniej mam tu rodzinę przybłędo …

- Warknął cicho na rówieśniczkę. – Ta kłapnęła szczękami tuż przed pyskiem młodego wilka, cichy warkot, chwila ciszy i znów szczęka się otworzyła tym razem celnie kierując się w kark Sarko, gdy ten przymknął oczy usłyszał pisk Białej, powoli ślepia wyłoniły się spod powiek patrząc na białą dociśniętą do ziemi z zaciśniętym delikatnie pyskiem starego na białej sierści. Głośny warkot, nieakceptujący sprzeciwu wycharczał jej w kark.

- Tknij go, a cię za gryzę – Oczy starego wilka były bez wyrazu, lecz wilki nie wątpiły w realność tej groźby. Z pyska białej wydobył się cichy pisk, pisk zgody. Stary puścił, a Biała doskoczyła spłoszona na swój kamień, z skulonym ogonem pod siebie. Stary ciężko zasapał i położył się tam gdzie złapał białą.

- Dziękuję – wyskamlał Sarko, z wystraszonymi oczyma i podwiniętym ogonem. Zszokowany szybkością starego wilka podczołgał się do niego liżąc jego nastroszony kark.

- Nie dziękuj, to moje ostatnie porywy siły, nie zobaczę wiosny. – Cichy pomruk zabrzmiał złowieszczo na tle pół mroku szybko wdzierającego się w las.

- To, co mam robić? – Za skomlał, a gdy pysk starego przewodnika się otwierał na polane wpadł pędem herszt z braćmi ujadając wściekle, bez zdobyczy. Porozkładały się chaotycznie na śniegu patrząc w wschodzący księżyc, ujadając zaciekle klnąc na nieprzychylność Gai, bogini ziemi, Biała ułożyła się dumnie u stup klnącego Przewodnika. Zapadła noc, cicha i spokojna. Młody wilk kulił się przy sierści starego wilka, wśród nocy widział wpatrzone żółte ślepia Białej, ślepia pełne nienawiści…


Nie daleko za lasem na skraju pola, na którym przez chwile odbyła się pogoń stał mężczyzna na ganku drewnianego domu patrząc na ciche góry spowite bielą i łuną księżyca.

- Karolina zamknij szczelnie cały dom i zwierzęta, wilki ujadają wściekle dziś.

- Kochanie, boję się ich … Dziś Małgosia mówiła mi jak gotowałam obiad, że psy po polu goniły sarenkę. – Czujny wzrok mężczyzny spojrzał na zatroskaną twarz swojej żony od czterech lat, matki śpiącej w pokoju trzy letniej dziewczynki; jego córki.

-, Dlaczego wcześniej mi nie powiedziałaś, że wilki wyszły na pole? To zima je wygania z lasu, zaskoczyła je tak samo jak nas.

-, Co będzie jak podejdą pod dom Marek?

- Nie podejdą, to wataha czarnego wilka, mają tu ruje…

- Och kochanie ja tak się ich boje, Małgosia lubi chodzić po skraju lasu… - Marek wiedział, co należy zrobić, lecz coś w nim się krajało na samom myśl, że mógłby zabić wilka, istotę prawie boską w jego oczach, wspaniałą dumną i wyniosła, wiedział też gdzie w domu schował amunicje do sztucera myśliwskiego. Spojrzał na realnie zatroskaną twarz jego miłości, miłości większej niż miłość do wilków, pasji jego młodości. Nie spał spokojnie tej nocy, nawet jak ujadanie sfory ucichło.


Dni mijały, a zwierzyna coraz sprawniej umykała Sworze, wszystko się zmieniło, gdy bracia z hersztem wrócili przynosząc pewnej nocy wiele pożywienia, Młody wilk nie widział wcześniej takich ptaków, białych z czerwonymi dziobami. Trzy sztuki rzucili na przybywający śnieg. Biała dumnie otarła się o przewodnika. Stary wilk rozbudzony z głębokiego snu, w jaki popadał coraz częściej zdumiony podszedł do zdobyczy chełpiącego się Hosa i dziękującego Gai obwicie wyjąc do czystego nieba. Zdziwiony zobaczył jeżącego się ojca z wyszczerzonymi kłami w jego stronę, biała pośpiesznie się odbiegła kawałek za herszta, bracia odsunęli się na boki, a młody wilk nic nie rozumiejąc z sytuacji schował się za plecami jedynego obrońcy. Warkot przerodził się w ujadanie;

- Ty psiaku! Jak mogłeś to zrobić?! Sprowadziłeś na nas śmierć! Ty szczeniaku zrodzony ze mnie. – Czarny wilk przysiadł jak do skoku i warknął

- Ciesz się, że masz, co jeść! – Stary wilk przycichł i odszedł pod swoje drzewo a za nim młody wilk podkulając ogon. W kierunku dwóch odmieńców nie padł tej nocy ani kawałek jedzenia. Sarko zapadł w niespokojny sen targany głodem…


- Marek! Obudź się! Nie ma Gęsi, pod siatką jest wykopana dziura. Marek to te przeklęte wilki. – Mężczyzna obudzony w ciemny ranek, zamknął oczy w żalu, już nie pozostaje mu nic innego jak zrobić to, czego żądała ukochana, już żaden argument, że wataha starego czarnego wilka im nie zaszkodzi, że mieszkają jak sąsiedzi od lat, ustalili zasady. Wiedział, że w lesie musi być głód skoro czarny wilk podszedł po jego zwierzęta.
– Marek do cholery zrób coś z tym albo biorę Małgosię i jadę do rodziców na zimę! Ja tak się boję!


Delikatne szarpnięcie za sierść, obudziło brudnego wilka, stary pociągnął jeszcze raz i za skomlał cicho widząc inne wilki pogrążone w zdrowym śnie po sytym posiłku.

- Wstawaj, musimy iść …

- Jak to? Ty za stary jesteś by coś upolować.

- Wstawaj i choć, idzie śmierć – stary wilk złapał większy kawałek resztek w pysk i poszedł starczym krokiem w górę strumienia, Sarko uczynił to samo niewiele rozumiejąc. Gdy noc przegrała z dniem, zatrzymał się spłoszony;

- Nie możemy iść dalej Przewodniku – Wiedział, że odeszli ze Swory, nie rozumiał powodów, - Dalej teren Szarego wilka jest, nie możemy …

-, Choć… - gdzieś w dole strumienia dał się słyszeć huk złowieszczy i śmiertelny, Stary wilk Skulił się odruchowo, a Sarko przysiadł na tylnich łapach zdziwiony nowym dźwiękiem w lesie, potem było wycie przeciągłe i bolesne;

-Nie! - I znów strzał i kolejny, kolejny … potem Cisza.

- Przewodniku dalej nie jest teren naszej sfory nie możemy…

- Nie ma już Swory wilku, nie ma już, … Choć – Młody wilk poczłapał za przewodnikiem nadal nic nie rozumiejąc.


Łzy napłynęły do oczu mężczyzny, gdy widział jak z czarnej sierści wypływa czerwona krew brudząc śnieg. Dalej w strumieniu powolna strużka krwi prowadziła od ciała białej wilczycy by się rozmyć w wodzie, kolejna dwa ciała szarych wilków podrygiwało w ostatecznych spazmach. Spuścił lufę sztucera, powolnym krokiem podszedł i spojrzał przez załzawione oczy na czarną sierść. Klęknął, odwracając zastrzelonego wilka na grzbiet. Łzy przestały płynąć, na twarzy pojawił się bolesny uśmiech, nie uśmiech triumfu. Uśmiech ulgi wywołany widokiem białej łaty na brzuchu koło prawej łapy…

- Stary wyjadaczu, to nie ty … - popatrzył w górę strumienia gdzie wyraźnie widział ślady dwóch wilków,
- Wiedziałeś. – Znów się uśmiechnął, zabezpieczając broń i przewieszając ją przez ramię, odwrócił się plecami do ciał wilków. Kroki były spokojne, jak by ulgą niosły go do jego kochanych kobiet …


- Przewodniku co to było ? – Sarko nastroszył uszy nasłuchując kolejnego obcego dźwięku, oczy nie rozumiejące spoczęły na Starym Wilku.

- Gdy usłyszysz ten dźwięk blisko siebie, lub swojej nory; uciekaj ile Gaja Ci dała sił w łapach, w głąb lasu uciekaj i nie oglądaj się za siebie. To jest dźwięk śmierci szybkiej i nie ubłaganej, a teraz choć.

- Ale gdzie ? – Za skomlał powolnie człapiąc po śniegu za czarnym wilkiem.


Jeśli mnie oceniasz, to wyjaśnij swoją ocenę, będzie to dla mnie wskazówka w dalszej twórczości


Ostatnio zmieniony przez TroxVan dnia Pon 8:45, 20 Lip 2009, w całości zmieniany 1 raz
...
Zobacz profil autora
Powrót do góry
Thar
Wapirołak


Dołączył: 22 Cze 2006
Posty: 563
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 22:14, 01 Lut 2009    Temat postu:

Pomysł bardzo dobry, nastrój, klimat. Fajne rozwinięcie akcji. Ale narrację prowadzisz w sposób chaotyczny. Zdania są ze sobą wymieszane i trzeba się bardzo uważnie wczytywać żeby wyłowić treść. Błędy to inna kwestia, ortografia, interpunkcja leżą. A szkoda wilku, bo mogłoby być znacznie lepiej.

Mam nadzieję, że w niedługim czasie uda się się pokonać te Twoje wszelkie dys..... Na razie tylko 3, ćwicz narzędzia do pisania, bo mogloby to wiele zmienić w Twoim życiu.

Pozdrawiam, Thar.
...
Zobacz profil autora
Powrót do góry
KoKa
Duch


Dołączył: 01 Lut 2009
Posty: 1
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Wilczyca

PostWysłany: Pon 2:26, 02 Lut 2009    Temat postu:

"Wilcza Sfora"




Śnieg zmieszany z czarną ziemią tryskał spod łap obfitymi falami. Adrenalina przyśpieszała bicia wilczych serc. Nie czuły zmęczenia, frustracji wynikającej z ciągle zwiększającego się dystansu od sarny. Wszystko szło dobrze do czasu, kiedy szczeniak -zbyt młody, by polować- zdenerwował resztę. Ciche warknięcia wystraszyły zwierzynę. Wataha nie zamierzała się poddać, choć śnieg przyszedł za szybko a mróz zbyt intensywnie skuł las lodem. Wirujące płatki wpadały do parujących pysków. Sarko, najmłodszy wilk o brudnej sierści, zostawał w tyle nie mogąc dogonić swych starszych o dwa lata towarzyszy, szarych wilków Kova i Dura, identycznych jak dwie krople wody zwisające z zamarzniętych liści.
Sarna zgrabnym ruchem wyskoczyła na pole uprawne ludzi. Kova zawarczał bezgłośnie wyskakując na tę samą polanę, by zagonić sarnę z powrotem do lasu i naprowadzić zwierzę na zaczajoną przy strumieniu parę wilków. Skoczył, ale niedostatecznie daleko, by dosięgnąć złotej sarny. Ta, pośpiesznie ominęła szczerzącego kły Durę i wściekle ujadającego Kova, ale oszołomiona obrała kierunek przeciwny do dotychczasowego. Wyskakując z zarośli wpadła wprost na biegnącego Sarka taranując go boleśnie kopytami. Fala uderzenia cisnęła nim o pobliski konar sosny, z którego posypał się zalegający śnieg. Dura zawył bezradnie. Rozwścieczony Kova jeszcze raz spróbował skoczyć za sarną, jednak i tym razem zgrabnie umknęła jego miażdżącym szczękom. Wilk głucho upadł na zaśnieżoną ziemię. Sarna skierowała się na południe, ale nagle drogę zagrodziła jej smukła wilczyca o idealnie białej sierści. Na tle śniegu widać było tylko głęboko osadzone żółte oczy i zmarszczony pysk odsłaniający ostre kły. Ofiara zawahała się sekundę i ten właśnie moment kosztował ją zbyt wiele. Z krzaków po prawej wyskoczył czarny, potężnie zbudowany wilk. Ślepia zapłonęły furią, zwaliste ciało wywróciło sarnę na bok a zębiska wtopiły się gładko w szyję łamiąc kości. Kopyta jeszcze przez chwilę orały ziemię naokoło, powoli jednak ustając w bezruchu na zawsze. Wilczyca przysiadła na tylnich łapach. Czarny wilk, Hosa, wypluł sarnią szyję, oblizał się i drwiąco wykrzywił pysk a zza zaciśniętych zębisk dało się słyszeć cichy warkot. Bracia wilczy położyli się ulegle, Dura pisnął cicho, Sarko wygrzebał się spod śnieżnej zaspy i zaskomlał zauważając przeszywający wzrok herszta, Kova patrzył pustym wzrokiem gdzieś ponad czarnego wilka- przewódcę watahy. Czarna postać skoczyła doń i przycisnęła boleśnie do ziemi. Po lesie rozległo się skomlenie.
- Ile jeszcze razy mnie zawiedziesz? – zawarczał mu w pysk – Ile jeszcze razy?
Obłok pary otulił wilgotną mżawką nos młodego wilka.
- Ja.. nie wiedziałem, że zawróci.. - zaskomlał.
Hosa powoli uwolnił młodego wilka, który doczołgał się pod drzewo z dala od wszystkich.
- Kova, to był dobry skok, ale wiele musisz się nauczyć.
- Tak, Hosa – odpowiedziało wycie.

*

Stary liniejący wilk jadł spokojnie zadowalając się twardymi, sarnimi kośćmi. Wszyscy posilali się pośpiesznie, jedynie biała Wilczyca przypatrywała się gardząco zachłanności stada, skubiąc spokojnie swoją porcję na kamieniu obok cicho szemrającego strumienia. Śnieg już nie sypał, leniwe płatki opadały jedynie zdmuchnięte z iglastych gałęzi. Sarko przybliżył się do starca tuląc pysk przy ziemi.
- Stary wilku…
- Cicho, wiem, umiem słuchać lasu, łapy może mam już słabsze, ale słuch jeszcze dobry.
- Ona wpadła na mnie.. ja nie wiedziałem..
- Była najważniejsza, zawsze będzie najważniejsze to, na co polujemy. Jest nas sześcioro, ja nie mogę polować jak dawniej, mój czas przemija. Ruja wisi w powietrzu, będziecie polować więcej, bo szczenięta potrzebują jeść, niedługo też i Biała będzie musiała jeść więcej.. Zima za szybko przyszła w tym roku. Rozmowę przerwało ciche warknięcie Hosa.
- Szczeniaku, zostajesz z Starszym i Białą, nie pozwól krukom ukraść mojej zdobyczy. Idziemy polować, tam i tak się nam nie przydasz, nieudaczniku -zawarczał w nos młodemu wilkowi – Idziemy bracia wilczy! – zawył w stronę zachodzącego słońca barwiącego biały śnieg czerwienią przypominającą krew i pobiegł wraz z dwoma szarymi wilkami. Sarko skulił uszy i obserwował oddalające się wilki. Spojrzał na Białą. Była w jego wieku i miała wszystko. Pojawiła się znikąd zastępując miejsce zdechłej Masi, jego matki, w której zawsze szukał oparcia. Była tak samo biała, jak nowa samica stada.
Sarko był synem idealnej pary: czarnego wilka Hosy i śnieżnobiałej wilczycy, ale jego sierść ani biała, ani czarna, ani szara. Brudna i odznaczająca się innością. Przegryzając kości z zazdrością patrzył, jak ta wyniosła wilczyca je najlepsze kąski ofiarowane przez jego ojca podczas, gdy jemu i staremu wilkowi przypadło to, co najgorsze, co wiosną zostałoby porzucone. Oczy młodego wilka zaszkliły się na wspomnienie matki, która z całego miotu zdołała wychować tylko jego. Stary opowiadał, że to była ciężka zima, wiele watah pomarło z głodu. Oni jedyni przeżyli jedząc wilcze mięso, gdy jego ojciec nakazał polować na inną watahę. Sarko pamiętał to jakby przez mgłę, gdy Masi z przepraszającym gestem wciągała truchło brązowego wilka do nory. Nie chciał jeść, lecz po dwóch dniach głód wygrał i powoli, z ogromną niechęcią jedzących, martwy wilk znikał. Nie wiedział, że matka oddała mu ostatnie jedzenie, że Hosa zdecydował, zabić i zjeść młode, których przeżycie i tak było wątpliwe. On jeden ocalał zasłonięty ciałem matki przed zębami ojca. Potem Hosa nigdy już nie zdobył się na ponowną próbę zabicia szczeniaka.
Gdy matka padła z głodu, Sarko uciekł w las, szedł za stadem słaby i głodny. Starzec zostawiał mu jedzenie po drodze. Wiedział, że idzie ich śladem. Gdy rozpoczęła się zima, dołączył do stada. Przewodnik uznał, że przyda się kolejny wilk do polowań, nie przewidział jednak, że Sarko nie potrafi polować, że nikt nie nauczył go tej trudnej sztuki. Teraz, pomimo całodziennych tłumaczeń Starego, nauka powoli wchodziła mu do głowy. Brakowało mu, by młode, silne mięsnie Hosa dały mu przykład.
Z oddali dobiegło wycie Dury oznajmiając rozpoczęcie polowania. Z zamyślenia wyrwał go widok białych łap przed nosem, spojrzał w górę wprost na wyszczerzone kły Białej.
- Jesteś nieudacznikiem, jesteś nam niepotrzebny, zbędny. – warkot przybrał na sile wydobywając wściekłe kłęby pary z pyska – Przyjdzie taki czas, że zdechniesz z głodu, psiaku.
Podniósł się na przednich łapach, sierść zjeżyła mu się na karku.
- Ja przynajmniej mam tu rodzinę, przybłędo.. - Warknął cicho na rówieśniczkę.
Kłapnęła szczękami tuż przed pyskiem młodego wilka, cichy warkot, chwila ciszy i znów szczęka się otworzyła tym razem celnie kierując się w kark Sarko. Przymknął oczy i usłyszał pisk Białej, powoli ślepia wyłoniły się spod powiek patrząc na wilczycę dociśniętą do ziemi z zaciśniętym delikatnie pyskiem Starego na jej białej sierści. Głośny warkot, nieakceptujący sprzeciwu, wycharczał jej w kark.
- Tknij go a zagryzę cię.
Oczy starego wilka były bez wyrazu, lecz nikt nie wątpił w realność tej groźby. Z pyska Białej wydobył się cichy pisk, pisk zgody. Stary puścił, Biała skuliwszy ogon pod siebie uciekła spłoszona na swój kamień. Stary ciężko zasapał i położył się na miejscu incydentu.
- Dziękuję – zaskamlał Sarko z wystraszonymi oczyma. Zszokowany szybkością starego wilka podczołgał się do niego liżąc jego nastroszony kark.
- Nie dziękuj, to moje ostatnie porywy siły, nie zobaczę wiosny. – cichy pomruk zabrzmiał złowieszczo na tle półmroku szybko wdzierającego się w las.
- To co mam robić? – zaskomlał a gdy pysk Starego otwierał się, na polanę z impetem wpadł herszt z braćmi ujadając wściekle. Bez zdobyczy.
Wilki porozkładały się chaotycznie na śniegu patrząc w wschodzący księżyc i ujadając zaciekle. Klneli na nieprzychylność Gai, bogini ziemi. Biała ułożyła się dumnie u stóp rozzłoszczonego Przewodnika.
Zapadła noc, cicha i spokojna. Młody wilk kulił się przy sierści starego. Wśród nocy widział wpatrzone żółte ślepia Białej, ślepia pełne nienawiści..

*

Niedaleko za lasem na skraju pola, gdzie miała miejsce chwilowa pogoń, stał mężczyzna na ganku drewnianego domu patrząc na ciche góry spowite bielą i łuną księżyca.
- Karolino, zamknij szczelnie cały dom i zwierzęta, wilki ujadają dziś szczególnie wściekle.
- Kochanie, boję się.. Małgosia mówiła mi dziś, gdy gotowałam obiad, że psy po polu goniły sarenkę. – czujny wzrok mężczyzny spojrzał na zatroskaną twarz swojej żony, matki śpiącej w pokoju trzy letniej dziewczynki, jego córki.
- Dlaczego nie powiedziałaś mi wcześniej, że wilki wyszły na pole? To zima je wygania z lasu, zaskoczyła je tak samo jak nas.
- Co będzie jak podejdą pod dom, Marku?
- Nie podejdą, to wataha czarnego wilka, mają tu ruję..
- Och, kochanie, ja tak się ich boję, Małgosia lubi chodzić po skraju lasu..
Marek wiedział, co należy zrobić, lecz coś się w nim krajało na samą myśl o tym, że mógłby zabić wilka, istotę w jego oczach prawie boską. Pamiętał, w którym miejscu schował amunicję do sztucera myśliwskiego. Spojrzał na poważnie zatroskaną twarz jego miłości, większej niż miłość do wilków, niż pasja jego młodości. Nie spał spokojnie tej nocy, nawet kiedy ujadanie sfory ucichło.

*

Dni mijały a zwierzyna coraz sprawniej umykała sforze. Wszystko się zmieniło, gdy bracia z hersztem wrócili przynosząc pewnej nocy ogromną ilość pożywienia. Sarko nie widział wcześniej takich białych ptaków z czerwonymi dziobami. Trzy sztuki rzucili na przybywający śnieg. Biała dumnie otarła się o przewodnika. Stary wilk rozbudzony z głębokiego snu, w jaki popadał coraz częściej, zdumiony podszedł do zdobyczy chełpiącego się Hosa, wyjącego do czystego nieba w podziekowaniu dla Gai. Zdziwiony zobaczył jeżącego się ojca z wyszczerzonymi kłami w jego stronę. Biała pośpiesznie umkęła im z pola widzenia, bracia odsunęli się na boki, a Sarko nic nierozumiejąc schował się za plecami jedynego obrońcy. Warkot przerodził się w ujadanie.
- Ty psiaku! Jak mogłeś to zrobić?! Sprowadziłeś na nas śmierć! Ty szczeniaku zrodzony ze mnie!
Hosa przykucnął jak do skoku i warknął - Ciesz się, że masz, co jeść!
Stary wilk przycichł i odszedł pod swoje drzewo a za nim podążył młody podkulając ogon. W kierunku dwóch odmieńców nie padł tej nocy ani jeden kawałek jedzenia. Sarko zapadł w niespokojny sen targany głodem..

*

- Marek! Obudź się! Nie ma gęsi, pod siatką jest wykopana dziura. Marku, to te przeklęte wilki!
Mężczyzna obudzony ciemnym porankiem zamknął oczy w żalu. Już nie pozostaje mu nic innego, jak zrobić to, czego żądała ukochana. Już żaden argument, że wataha starego czarnego wilka im nie zaszkodzi, że mieszkają jak sąsiedzi od lat, nic nie da. Domyślał się, że w lesie musi być głód, skoro czarny wilk przyszedł po jego zwierzęta.
– Marek! Do cholery! Zrób coś z tym albo biorę Małgosię i jadę do rodziców na zimę! Ja tak się boję!

*

Delikatne szarpnięcie za sierść obudziło brudnego wilka. Stary pociągnął jeszcze raz i zaskomlał cicho widząc inne wilki pogrążone w zdrowym śnie po sytym posiłku.
- Wstawaj, musimy iść..
- Jak to? Ty za stary jesteś, by coś upolować.
- Wstawaj i chodź, idzie śmierć – stary wilk złapał większy kawałek resztek w pysk i poszedł zmęczonym krokiem w górę strumienia. Sarko niewiele rozumiejąc uczynił to samo.
Gdy noc przegrała z dniem, zatrzymał się spłoszony.
- Nie możemy iść dalej, Przewodniku – wiedział, że odeszli ze sfory, ale nie rozumiał powodów - Dalej jest teren Szarego wilka, nie możemy..
- Chodź..
Gdzieś w dole strumienia dał się słyszeć złowieszczy i śmiertelny huk. Stary wilk skulił się odruchowo a Sarko przysiadł na tylnich łapach zdziwiony nowym dźwiękiem w lesie. Usłyszeli przeciągłe i bolesne wycie.
- Nie! - i znów strzał, i kolejny,i kolejny..
Cisza.
- Przewodniku, dalej jest teren obcej sfory, nie możemy..
- Nie ma już sfory, wilku, nie ma już.. Chodź.
Młody poczłapał za przewodnikiem nadal nic nierozumiejąc.

*

Łzy napłynęły mężczyźnie do oczu, gdy widział, jak z czarnej sierści wypływa czerwona krew brudząc śnieg. Dalej w strumieniu powolna strużka krwi wychodziła od ciała białej wilczycy, by rozmyć się w wodzie. Kolejne dwa ciała szarych wilków podrygiwało w ostatecznych spazmach. Spuścił lufę sztucera, powolnym krokiem podszedł i spojrzał załzawionymi oczyma na czarną sierść. Klęknął i odwrócił zastrzelonego wilka na grzbiet. Łzy przestały płynąć, na twarzy pojawił się bolesny uśmiech. Daleko mu było do triumfu, bliżej do rozczulenia widokiem białej łaty na brzuchu koło prawej łapy..
- Stary wyjadaczu, to nie ty. - spojrzał w górę strumienia, gdzie wyraźnie zaznaczone były ślady dwóch wilków.
- Wiedziałeś. - powiedział z uśmiechem zabezpieczając broń i przewieszając ją przez ramię. Odwrócił się plecami do ciał wilków. Kroki jego były spokojne, jakby ulgą niosły go do jego ukochanych kobiet..


*

- Przewodniku, co to było?
Sarko nastroszył uszy nasłuchując kolejnego obcego dźwięku. Wystraszone oczy spoczęły na Starym Wilku.
- Gdy usłyszysz ten dźwięk blisko siebie lub swojej nory- uciekaj, ile Gaja dała ci sił w łapach. W głąb lasu uciekaj i nie oglądaj się za siebie. To jest dźwięk śmierci szybkiej i nieubłaganej. A teraz chodź.
- Ale gdzie? – zaskomlał człapiąc po śniegu za starym wilkiem.

*



Moja korekta pewnie też nie jest idealna. Nic nie jest idealne.
Cieszę się, że mogłam pomóc.
...
Zobacz profil autora
Powrót do góry
Paula
Gość





PostWysłany: Czw 23:42, 05 Lut 2009    Temat postu:

Opowiadanie z pomysłem, widać że akcja przemyślana (chyba że sie mylę). Z początku gubiłam sie w treści i nie mogłam jej zrozumieć (chyba że jestem aż tak nie kumata), zdania ułożone bardzo chaotycznie. Pomijając ortografię bo sam dobrze o tym wiesz Wink
Wiem że mój komentarz bardzo podobny do Thara ale w zupełności go popieram.
Jedyne co mnie zaciekawiło to :
Cytat:
"Mam nadzieję, że w niedługim czasie uda się się pokonać te Twoje wszelkie dys....."

Tharku kochany dysleksji nie da sie pokonać, nie można jej wyleczyć i nie można z niej wyrosnąć.
Przepraszam za moje niedyskretne wtrącenie sie.
...
Powrót do góry
TroxVan
Przywódca Stada Administrator


Dołączył: 11 Cze 2006
Posty: 1740
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Turek
Płeć: Wilk

PostWysłany: Pią 11:09, 06 Lut 2009    Temat postu:

nie mam dyslekcji Smile
mam dysortografie.
...
Zobacz profil autora
Powrót do góry
kojak
Szczenię


Dołączył: 08 Gru 2008
Posty: 80
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Turek
Płeć: Wilk

PostWysłany: Pią 21:29, 06 Lut 2009    Temat postu:

duża dawka klimatu, jednak wkrada się trochę chaotyki i nieuporządkowania.
ogólnie 4.
...
Zobacz profil autora
Powrót do góry
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Wilkołak Strona Główna » Sztuka / Literatura
Wyświetl posty z ostatnich:   
 
 
Wszystkie czasy w strefie GMT
Skocz do:  

Strona 1 z 1


Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group

Theme created OMI of Kyomii Designs for BRIX-CENTRAL.tk.